sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 4

***
Cleo nie była jeszcze gotowa pójść do szkoły. Nie rozmawiała z rodzicami, bo ich szczerze nienawidziła. Może i ojciec okazał dla niej trochę cieplejszych uczuć, ale nie zmieniało to faktu, że w młodości chcieli się jej pozbyć, a potem w ogóle się nią nie zajmowali. Zajęci swoimi karierami mieli ją gdzieś... Dbali tylko o to by jej niania nie była złodziejką, albo psychopatką.
Rozległo się pukanie do drzwi jej pokoju:
- Cleo jakaś paczka do ciebie - to był ojciec. Nie zamierzała mu otworzyć. - Cleo otwórz, zostawię tylko paczkę.
- Równie dobrze możesz położyć ją pod drzwiami - odpowiedziała i zaczęła się zastanawiać od kiedy to ojciec tak często siedzi w domu.
- Bardzo mi przykro - powiedział zrezygnowanym głosem. Położył paczkę na podłodze i odszedł. Wiedział, że i tak nie wyjdzie, dopóki nie usłyszy, że zszedł po schodach, a te niestety były przeciwko niemu i ostatnio strasznie skrzypiały.
Cleo wiedziała jaka paczka przyszła, dlatego gdy tylko usłyszała, że ojciec się oddalił, z mocno bijącym sercem, szybko otworzyła drzwi , wzięła paczkę i wróciła do środka. Nie zważając na nic, rozerwała opakowanie i wyjęła małą plastikową fiolkę. Już sam widok małego cudeńka, sprawił, że się uśmiechnęła.  Skierowała się do łazienki, mieszka w dużym jednorodzinnym domu, więc każda sypialnia ma oddzielną łazienkę z wejściem wyłącznie tylko od danej sypialni. Podeszła do szafki łazienkowej i wyjęła z górnej szuflady swoją zimną, stalową "przyjaciółkę". Usiadła, opierając się placami o wannę i podwinęła dresy. Z uśmiechem spojrzała na swoje rany. Było ich już mnóstwo i musiała się przenieść niżej, w okolice kolan. Uniosła żyletkę i powoli zaczęła robić kolejną kreskę. Żyletka była już dość tępa i teraz więcej bólu sprawiało jej cięcie skóry, która się tylko szarpała, a nie gładko rozcinała. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, bo teraz czuła prawdziwe cierpienie. Ale nadal nie wiedziała, czy więcej bólu sprawia jej ranienie się, czy świadomość zdrady i zeszmacenia. Oczy miała już zamglone od płaczu, ale od dwóch dni z niecierpliwością czekała na ta przesyłkę. Otworzyła więc fiolkę drżącymi palcami i połknęła zawartość. Nie czuła żadnego nowego uczucia, nadal nienawidziła połykać tabletek i innych farmaceutycznych świństw.
***
cztery dni później
Cleo ubrała się w rurki i luźną bluzę od dresu. Naciągnęła kaptur, chowając włosy pod bluzę i wyszła z pokoju. Od ponad tygodnia nie wychodziła, ale czuła, że już czas. Rodzice o dziwo siedzieli w kuchni i o czymś rozmawiali. Na jej nieszczęście akurat matka podniosła wzrok, gdy Cleo przechodziła obok drzwi.
- A ty dokąd? 
- Margaret daj spokój grunt, że wyszła. 
- Daruj sobie. Mam w nosie twoje uprzejmości - warknęła i wyszła na zewnątrz. Już zapomniała jak przyjemnie jest poczuć świeże powietrze w nozdrzach i ujrzeć zieleń pobliskich ogrodów i trawników. Żałowała, że dała się tak zniszczyć psychicznie, ale czuła, że nie ma nikogo, kto potrafiłby ją zrozumieć. Wystarczyło wejść na Twittera, gdzie ludzie pisali, że ci, którzy się tną są beznadziejni i żałośni. Ona nie potrafiła już żyć bez cięcia się. Wystarczyło osiem durnych dni, w których z dnia na dzień pojawiało się kilka nowych ran. Niektóre były świeże i piekły, a często pękały i krwawiły od nowa, ale niektóre powoli się goiły zostawiając małe blizny. Żałowała, że zostawały tylko cieniutkie blizny, bo były niewidoczne jak te, które miała na sercu. To ją bolało najbardziej. Ale kiedyś była popularna. Miała wszystko i wszyscy ją lubili. Dużo o tym myślała i wie, że popełniła błąd, ale już tak tego nie rozumiała. Teraz wiedziała, że mógł to być błąd bo odcięła się popularnego świata szkolnego, ale to byli puści ludzie. Teraz była samotna i to tylko dlatego, że za bardzo kochała tych których nie powinna. Skierowała się do parku. To było ulubione miejsce Alexandra na spotkania. Z tym miejscem wiązało się wiele ich wspólnych wspomnień, ale Cleo chciała tam iść. Poczuć to, rozdrapać rany, powodując krwawienie serca i przede wszystkim mieć kolejny powód do skorzystania z nowiutkiej, ostrej żyletki.  Ich wspólna ławka była zajęta. Wściekła Cleo skierowała się na plac zabaw. Lubiła małe dzieci. Były takie słodkie i niewinne, a przede wszystkim miały matki, które nie chciały ich zabić. Usiadła na wolnej ławce i zagapiła się na uroczego chłopca. Miał może ze cztery lata, a jego oczy były duże i uczciwe. ktoś miał takie oczy, ale dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć, gdzie już widziała takie paczadełka.
- O czym tak myślisz? - Klif wytrącił ją z zamyślenie. Spojrzała na chłopaka, który siadł na ławkę, którą zajmowała i jej zagadka się wyjaśniła.
- A tak myślę - powiedziała, przygryzając dolną wargę - Masz oczy podobne do tego chłopca - Klif uśmiechnął się, szczerym uśmiechem.
- Tak, bo to mój brat - Cleo się zdziwiła, bo nie miała pojęcia, że on ma brata. Nic nie powiedziała. Siedzieli chwilę w milczeniu.
- Co cię skłoniło do wyjścia? - Ciszę przerwał Klif.
- Wiesz tak jakoś wyszło - nie miała zamiaru mu się tłumaczyć. Doceniała, że przyszedł do niej i ją wspierał, ale nie widziała powodu, dla którego miałaby mu ufać. Był kumplem Alexa i dopiero do niej dotarło, że równie dobrze od początku mógł o wszystkim wiedzieć, a co gorsza może wspólnie planowali ten jakże uroczy kawał.
- To czemu akurat plac zabaw? - nie dawał za wygraną - Obudziło się w tobie małe, wewnętrzne dziecko? - Dodał z entuzjazmem.
- Wiesz niezupełnie. Chciałam trochę pogapić się na te maluchy i obmyślić jakiś uroczy plan zaciągnięcia ich do siebie do domu - powiedziała na jednym wydechu - Nie patrz tak na mnie. Zawsze miałam zapędy pedofilki.
- Prawie bym uwierzył, ale za dobrze cię znam - uśmiechnął się i teraz Cleo była znowu zaskoczona. - Może ty mnie nie znasz, chyba że jako durnego kumpla Alexa, ale ja Cię znam bardzo dobrze - chłopak zrobił się czerwony, a Cleo nagle zerwała się z ławki i odbiegła kawałek.  Klif pobiegł za nią.
- Fuuuuj - powiedział do siebie, gdy zobaczył, że dziewczyna wymiotuje. Nienawidził wymiotów, ale się ogarnął i spytał - Cleo nic ci nie jest? - Nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie zwróciła kolejną porcję.
- Klif czemu ta pani rzyga? - podszedł do nich Albert brat Klif'a.
- Cleo źle się poczuła - powiedział, biorąc brata na ręce.
- Czy Cleo będzie miała dzidziusia? - Klif zrobił zdziwioną minę. po pierwsze skąd jego malutki brat wie, że takie są objawy ciąży? Po drugie, niby Alex mówił, że do niczego nie doszło, ale to mogła być ciąża.
- Nie mały. nie będę miała dzidziusia - zapewniła Cleo, która zdążyła już wytrzeć usta i ręce wilgotną chusteczką, które zawsze nosiła w torbie.
***
Cleo siedziała w łazience, pochylona nas muszlą. Nie miała już czym wymiotować, dlatego wymiotowała żółcią i kwasem żołądkowym. Zebrało jej się na świeżego pawia, a na czole pojawiły się nowe kropelki potu. Gdy skończyła, ze zwątpieniem przytuliła się do zimnych kafelków. Myślała, że z kolejną zwrotką, zakończy się jej życie. W końcu mogłaby odetchnąć z ulgą, biorąc pod uwagę paradoks tej sytuacji. 
***
- Siema stary. I co wiesz co u Cleo? - spytał z głosem pełnym napięcia. Odkąd wybrał numer Klif'a, aż do teraz gdy kolega odebrał, jego serce biło szybko i niepewnie. Nie mógł być pewny czy dowie się czegoś nowego, ale dużo dla niego znaczyło, samo utrzymywanie kontaktu z przyjacielem.
- Siema. Nadal nie chodzi do szkoły, ale wczoraj widziałem ją w parku.
- Mówiła coś? - głupi był, bo liczył na to, że kumpel mu powie, że gadali o nim. Po chwili entuzjazmu, emocje opadły.
- Zwykłe pierdoły co tam? Jak tam? itp.
- Dobra dzięki - powiedział z posępną miną.
- Alex?
- Tak?
- Z nią chyba jest coś nie tak - Alex z napięciem czekał na to co Klif chce mu przekazać - Była strasznie blada, bez chęci do życia i taka nieobecna, mimo że rozmawiała ze mną i ................ ona chyba zrzuciła kilka kilo, ale to mogło mi się wydawać, bo to nie możliwe, żeby tak szybko schudła.
- Może faktycznie Ci się zdawało, ale martwią mnie jej wpisy na Twitterze.
- Popatrzyłem na jej ręce, tak jak prosiłeś, ale nie widziałem żadnych ran tak więc to musiała być zwykła metafora.
- Dzięki stary. Jesteś prawdziwym przyjacielem.
- Trzymaj się Alex, a ja postaram się być przy Cleo.
- Byłbyś dla niej lepszym chłopakiem.
- Nie gadaj głupot. Kiedyś wszystko się wyjaśni.
***
- Co się dzieje z tą gówniarą? - spytała męża, który wydawał się być spokojny za nich oboje.
- Przestań się drzeć. przecież wyszła. tak? - odpowiedział najspokojniej jak potrafił. W takich chwilach był typowym politykiem i z polityczną charyzmą i opanowaniem patrzył jak jego żona niepotrzebnie marnuje nerwy.
- Wyszła? Ale gdzie i po co? Bezczelna mała idiotka! Powinna zejść z nami pogadać ! A nie udawać wielce skrzywdzoną ! Ojej, biedna mała Cleo! Chciała się puszczać? Mogła uważać z kim! Do jasnej cholery! - Jared nie wytrzymał i wstał z kuchennego krzesła. Stanął naprzeciwko i powiedział podniesionym głosem:
- Nie uważasz, że ona mogła to wszystko słyszeć! Drzesz się na cały dom! Nie dziwię się, że nie chce z nami rozmawiać!
- Co ty mówisz ?! Jesteśmy jej rodzicami!
-  Tak, którzy nigdy nie mieli dla niej czasu - słowa prawdy zabolały Margaret. może nie poświęcała jej czasu, ale przez 9 miesięcy męczyła się w ciąży, a potem ciężki poród i to wszystko sprawiło, że mimo, że nie potrafiła się nią zająć i jej wychować, czuła przywiązanie do córki. Usiadła przy stole, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
- Co my mamy zrobić, żeby otworzyła się na nas? - spytała męża szlochając.
- Może zachowywać się normalnie - pochylił się nad jej skulonym ciałem i przytulił. Zapomniał już jak fajnie jest wspierać ukochaną osobę. przez politykę odzwyczaił się żyć w rodzinie.
- My nie jesteśmy normalni. Nigdy nie będziemy normalną rodziną. Mamy karierę i to jest najważniejsze - nieświadoma tego co właśnie powiedziała, podświadomie wybrała już pomiędzy pracą i córką.
- Normą dla Cleopatry są nasze normy, więc wróćmy do swoich zajęć, a z czasem samo się ułoży - Margaret pomimo łez, ucieszyła się w środku z decyzji męża. Głównie dlatego, że mogła wrócić do tego co kocha, ale też dlatego, że to mąż podsunął ten pomysł. Nie miała ochoty wysłuchiwać potem, że jest złą matką. 
Nie świadomi błędu, który właśnie zamierzali popełnić z ulgą napili się wspólnej kawy, czego nie robili od bardzo dawna.
***
Wykończona Cleo położyła się do łóżka. Nie miała siły nawet przebrać się w piżamę. Położyła się w ciuchach i momentalnie usnęła. Nawet przez sen czuła zawroty głowy. 
Rano się obudziła i wszystko było już w normie. Zeszła na dół, po coś do jedzenia i zauważyła, że rodziców nie ma. Może nawet trochę się ucieszyła, bo w końcu dali jej spokój i mogła cieszyć się wolnością, przynajmniej do powrotu rodziców.

Przepraszam, za błędy, ale na szybko przepisywałam to co pisała Kasia w zeszycie. A teraz proszę zdecydujcie w komentarzach czy mam wstawić swój rozdział i następne aż do powrotu Kasi, który nastąpi za trzy tygodnie, czy mam napisać swój i czekacie na rozdział Kasi? Wasza Jewelka <3


3 komentarze:

  1. Świetny *, * Oby ci rodzice się zmienili . Niech ona się nie tniej , w końcu jej się coś stanie :( Fatastyczny :D Moim zdaniem ty i Kasia piszecie tak samo cudownie więc , bardzo bym się cieszyła z nowego rozdziału nie zależnie kto by go napisał :* Pozdrawiam i zapraszam do siebie :* Alice :D




    OdpowiedzUsuń
  2. ale suuuper rozdzial :-) mysle ze mozesz sma wstawiac nowe ja najwyzej pocztaq przesle ci jakies fajne pomysly badz poprawki :-)
    Pozdrowienia dla wszystkich czytelnikow ze slonecznych Wloch :-*
    Kasia :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały : ***
    Oby dwie macie talent do pisania : )
    Czekam na nn : ***

    OdpowiedzUsuń

Obserwują ;D