niedziela, 25 maja 2014

rozdział 9

Siedząc na szpitalnym łóżku wielkimi oczami wpatrywała się w poważną twarz ojca, czekając aż w końcu otrząśnie się z wewnętrznego uśpienia i zacznie mówić.
- A więc co jest takie bardzo ważne, że pofatygowałeś się tu przyjść? - mając już dosyć ciszy zalegającej w pomieszczeniu zapytała, zaplatając swoje palce razem.
- Nie umiemy sobie z tobą poradzić - słysząc szept mężczyzny spojrzała na niego z uniesioną do góry brwią.
- Eurekę odkryłeś - przewracając oczami spojrzała na swoje dłonie - Masz coś więcej do powiedzenia? Jak nie to bądź taki łaskawy i wychodząc zamknij za sobą drzwi.
- Nie radzimy sobie z tobą - powiedział głośniej mężczyzna, po czym podnosząc się z krzesełka spojrzał prosto w oczy Cleo - Dlatego już zapisaliśmy cię na półroczną terapię w najlepszym ośrodku.
- Aha czyli teraz robisz ze mnie psychopatkę? - zaśmiała się cicho - Jesteś żałosny - wysyczała w jego stronę - Dlatego proszę cię o wyjście z tej sali - pokazując mu ręką gdzie są drzwi, posłała mu krzywy uśmiech - A i jeszcze jedno pozdrów ode mnie Margaret - patrząc na zszokowaną twarz ojca z uśmiechem patrzyła jak wychodzi z pokoju.

- Alex tak się cieszę, że cię widzę - czując mocny uścisk dłoni na swojej szyi, uśmiechnął się delikatnie.
- Ja też się cieszę mamo - szepnął głosem pełnym wzruszenia, odsuwając ciało matki od swojego, spojrzał w jej zamglone oczy - Proszę cię nie płacz - mówiąc to starł delikatnie łzy z jej policzków - Nie warto płakać nad takim skurwysynem jakim jestem.
- Oj kochanie nie przesadzaj - krzyknęła kobieta przytulając się ponownie do jego ciała - Może i nim byłeś, ale ostatnie wydarzenia cię zmieniły.
- Ale czy na lepsze? - zapytał cichym szeptem zamykając oczy.

- To twoja walizka z rzeczami - stojąc przed dużym białym budynkiem spojrzała na walizkę, która upadła tuż obok jej lewego buta.
- Może trochę kultury Jared - krzyknęła do ojca, po czym podniosła bagaż z ziemi - A poza tym co to ma być?
- Idziesz na terapię - stając obok córki, mężczyzna mocno złapał ją za nadgarstek - Czy tego chcesz czy nie - ciągnąc ją za rękę ruszył w stronę drzwi wejściowych. Próbując się wyrwać dziewczyna zaparła się nogami o chodnik, co jednak nie było dobrym pomysłem, gdyż każda blizna, czy rozcięcie zaczęło ciągnąć wywołując okropny ból. Zamroczona, przestała chwilowo się opierać, co wykorzystał jej ojciec i wręcz wepchnął ją przez drzwi, gdzie jak tylko znalazła się w hallu doskoczyło do niej dwóch potężnych mężczyzn i łapiąc ją za ramiona uniemożliwiali jej poruszanie się.
- Co do cholery? - krzyknęła w stronę uśmiechniętej twarzy Jareda Morrela.
- Tutaj się rozstajemy - powiedział z ulgą w głosie - Do zobaczenia za 6 miesięcy - stawiając obok niej walizkę wyszedł przez oszklone drzwi.
- A żeby cię piekło pochłonęło! - wrzasnęła za nim po czym spojrzała na twarze facetów, które nie wyrażały żadnych uczuć - Po prostu świetnie - wywracając oczami dyskretnie zaczęła oglądać się dookoła. Obserwując napis nad drzwiami jęknęła głośno, po czym po jej policzku spłynęła jedna samotna łza. "Szpital Psychiatryczny im. św. Walentego/ Instytut walki z depresją, uzależnieniami oraz okaleczaniem się/ Specjalistyczny Szpital Psychiatryczny"
- Witamy w piekle - słysząc nowy głos spojrzała na lekarza, który stał tuż przed nią. Metr osiemdziesiąt wzrostu, jasne włosy obcięte na "jeża", bezlitosne szare oczy i krzywy uśmiech na twarzy - Nazywam się Finn i od dziś jestem twoim osobistym lekarzem - uśmiechając się szerzej podszedł do niej i pogłaskał ją po policzku - Miło cię poznać Cleopatro Morrel...

- Jak to wyjechała? - stojąc przed otwartymi drzwiami do domu Morrelów Klif po raz kolejny spojrzał zdziwiony na matkę Cleo - Gdzie wyjechała?
- Przykro mi to mówić - udając smutek kobieta opuściła teatralnie głowę do dołu - Ale postanowiliśmy z mężem że przyda jej się krótki odpoczynek - patrząc z wymuszonymi łzami w oczach spojrzała na chłopaka - Dlatego wysłaliśmy ją na jakiś czas do mojej siostry która mieszka w Hiszpanii - pozwalając jednej łzie spłynąć po policzku spojrzała bezradnie na chłopaka - Przykro mi - dodała po czym zamknęła mu drzwi przed nosem - Że w końcu pozbyłam się tego bachora - dodała cicho i uśmiechając się szeroko starła ze złością łzy z policzków. Kołysząc mocno biodrami wbiegła po schodach na górę po czym zamaszyście otworzyła drzwi sypialni gdzie już czekał na nią Marc, nowy dostawca materiału do jej sklepu.
- Mam nadzieję, że nie czekałeś za długo - powiedziała uwodzicielską, bawiąc się paskiem od szlafroka.
- Nie moja królowo - uśmiechając się szeroko do kobiety młody mężczyzna podszedł do niej i całując namiętnie rozwiązał zawiązany sznurek od szlafroka - A jak czekałem to teraz to sobie odrobię - posyłając jej szeroki uśmiech wziął ją na ręce po czym z delikatnością położył ją na łóżku równocześnie odchylając poły szlafroka, pod którym Margaret nic nie miała.

Siedząc skulona na łóżku wpatrywała się w biel ścian jej nowego pokoju. Nie umiejąc sobie poradzić z tym co się teraz dzieje, szukała w kieszeniach żyletki. Przypominając sobie jednak rewizję osobistą i przebranie jej w białe proste ciuchy wstała na równe nogi i podeszła do drzwi, które dr Finn zamknął od zewnątrz na klucz. Połykając łzy upokorzenia oraz bólu zacisnęła dłonie w pięści i rzucając się całą siłą swojego ciała na drzwi zaczęła w nie uderzać. Słysząc zgrzyt zamka w drzwiach osunęła się na kolana i skuliła pod ścianą przytulając do siebie zaczerwienione od krwi kostki u dłoni.
- Księżniczko nie musiałaś robić sobie krzywdy - kucając przed nią dr Finn wziął delikatnie jej dłonie w swoje - I tak jestem tobą zauroczony - cmokając na rozcięcia, delikatnie scałowywał krew płynącą po palcach - Omotałaś mnie - patrząc na niego z przestrachem wyrwała dłonie i skuliła się jeszcze bardziej tuląc do siebie dłonie.
- Kutas! - krzyknęła w jego stronę siląc się na odwagę, która powoli ją opuszczała.
- Nie Skarbie - pochylając się nad nią tak, że dotykał swoim czołem jej powiedział bardzo powoli - Kutasem możesz nazwać swojego ojca, ja jestem kimś kogo docenisz - wstając z podłogi rzucił coś pod jej nogi - A to prezent ode mnie - posyłając jej uśmiech wyszedł powoli z sali. Słysząc dźwięk zamykanych drzwi niepewnie zerknęła pod nogi, gdzie leżała mała paczuszka zapakowana w szary papier. Zaciekawiona rozerwała go i jej oczom ukazały się 2 bandaże oraz paczka żyletek. Patrząc na nią jak zahipnotyzowana chwyciła swoją zdobycz po czym jak narkoman na głodzie wyjęła jedną z opakowania i odsłaniając swój brzuch dodała na biodrze kolejne dwa cięcia. Uśmiechając się szeroko położyła się na plecach i patrząc na sufit zaczęła się śmiać.

- Jak to wyjechała - krzyknął Alex patrząc na zdenerwowanego Klif'a.
- No tak mi powiedziała jej matka - mówiąc to spojrzał na swoje dłonie leżące spokojnie na kolanach.
- Ale ona nie mogła od tak wyjechać - dla podkreślenia swoich słów pstryknął palcami przed nosem kolegi - Nie ona - kręcąc nerwowo głową siadł na podłodze i ukrył twarz w dłoniach - Nie ona.
- Alex.... - szepcząc imię kolegi opadł na podłogi i przytulił się do szlochającego przyjaciela - Ona wróci i wszystko się ułoży.
- A jak nie? - nie podnosząc głowy spytał kolegi, który skrzywił się nieznacznie.
- Jak nie wróci to my ją odnajdziemy - mówiąc to czuł, prawdę zawartą w tym zdaniu. Identyczne odczucia miał Alex, który na słowa przyjaciela podniósł głowę odsłaniając tym samym swoje oczy w których można było wyczytać walkę o Cleo do ostatniej kropli krwi, która płynęła w jego żyłach.

- Jared Skarbie co ty tu robisz tak wcześnie? - uśmiechając się sztucznie do męża Margaret próbowała zatuszować fakt, że właśnie miała najlepszy orgazm w życiu, który przerwał jej mąż podjeżdżając pod dom, tym samym wykurzając z domu jej kochanka.
- Tak pomyślałem sobie, że może byśmy zjedli kolację na mieście.
- Z kim znowu? - wywracając oczami, poprawiła poły czarnego szlafroka.
- Sami - uśmiechając się do żony, Jared Morrel podszedł i objął ją ramieniem - Jak za dawnych lat - szepnął jej do ucha wywołując tym samym u niej dreszcze.
- A może zamiast kolacji coś innego równie przyjemnego - wyszeptała kobieta całując go prosto w usta.
- Hmm to też może być - przytaknął mężczyzna rozwiązując swój krawat i rzucając go na podłogę chwycił żonę w pasie i posadził na blacie w kuchni - Jak za dawnych lat..

- Cleopatra Morrel - słysząc głos przed sobą spojrzała na siwego mężczyznę przed sobą.
- Tak mam w papierach - przewracając oczami spojrzała na metalowy blat stołu przy którym siedziała i jadła jakąś sałatkę plastikowym widelcem.
- Chciałem ci przypomnieć, że dzisiaj masz pierwsze spotkanie z psychologiem.
- Nie potrzebuję go - nie patrząc na mężczyznę zaczęła gmerać w sałatce.
- Moim zdaniem owszem potrzebujesz - mówiąc to poważnym tonem odszedł od stolika. Kiedy tylko zniknął z pola widzenia dziewczyny wzięła ona głęboki oddech i napiła się łyka wody niegazowanej. 

- Alexander Donson kogo moje cudne oczy widzą - słysząc piskliwy głos Annabeth za sobą, zacisnął pięści, po czym rozluźniając się uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na dziewczynę.
- A kto powiedział, że masz cudne oczy? - mówiąc to przesłodzonym tonem obserwował uważnie jak uśmiech z jej twarzy zaczął niknąć - A poza tym kogo moje oczy widzą, największa suka świata, która myśli że jest zajebista, niestety - udając smutek dokończył zdanie - Jest zwykłą szmatą, która za pieniądze niszczy ludziom marzenia oraz życie- patrząc na jej zaskoczenie uśmiechnął się szeroko po czym machając jej na pożegnanie ruszył w stronę domu Morrelów.

Stojąc przed drzwiami wejściowymi wziął głęboki oddech po czym delikatnie zapukał. Wystukując lewą nogą rytm czekał aż ktoś podejdzie i mu je otworzy. Słysząc głosy przy drzwiach spiął się delikatnie. 
- Czego tu szukasz? - patrząc prosto w oczy pana Morrela, cała jego odwaga uleciała jak spuszczone powietrze z balonika.
- Dzień dobry - zająknąwszy się wziął głęboki oddech po czym  podał kopertę panu Morrelowi - Mógłby pan to przekazać córce ? - zapytał z nadzieją.
- Postaram się - powiedział mężczyzna obojętnie biorąc kopertę do ręki - A teraz zmiataj stąd - zamykając mu drzwi przed nosem ścisnął kopertę w ręku. Nie patrząc na żonę odsunął szufladę w komodzie i bez ceregieli wrzucił tam list.
- Co to? - uśmiechając się szczęśliwie zapytała Margaret męża.
- Nie przejmuj się tym - machnąwszy ręką podszedł do żony - Czas na rundę drugą - chwytając ją za pierś uśmiechnął się zadziornie.

- Imię i nazwisko - nie patrząc na pacjentkę zapytał dr Goldsberg
- Cleo Morrel - odpowiedziała znudzona.
- Pełne imię i nazwisko.
- Cleopatra Lucy Morrel zadowolony - patrząc na niego złowrogo przymrużyła powieki.
- Bardzo - kartkując jej kartę ze szpitala spojrzał na nią znad okularów - Ale byłbym bardziej gdybyś przestała się nad sobą użalać i wzięła się za siebie a nie robisz z siebie wielką ofiarę! - krzycząc jej to w twarz, dziewczyna czuła się jak śmieć. Wstając raptownie z krzesełka spojrzała na lekarza i bez słowa wyszła na korytarz gdzie poprosiła ochroniarza o odprowadzenie do sali. Będą już sama położyła się na łóżku i zaczęła szlochać.

- Klif boję się - słysząc głos braciszka nad uchem otworzył zaspane oczy i spojrzał na chłopca, który stał przy jego łóżku.
- Albert? - siadając na łóżku spojrzał na zapłakane oczy chłopca - Czemu płaczesz?
- Tatuś znów krzyczy na mamusię - obserwując jak po policzku chłopca spływa samotna łza, podniósł się z łózka i kucając przed bratem przytulił go do siebie.
- Ćsiii już nie ma czego się bać - pocieszając go podniósł go do góry i położył na łóżku - Już ci nic nie grozi - kładąc się obok przytulił chłopaka do siebie.
- Kocham cię Klif.
- Ja ciebie też Szkrabie - czochrając mu czuprynkę pocałował go w czółko - A teraz zamknij oczka i śnij o czymś miłym.
- Klif? - słysząc pytanie spojrzał na brata.
- Tak Al? 
- Kiedy Cleo do nas przyjdzie? - spojrzał na starszego brata z nadzieją.
- Widzisz mały, Cleo chwilowo wyjechała do cioci w odwiedziny - mówiąc to uśmiechnął się pokrzepiająco - Ale jak wróci na pewno nas odwiedzi,a teraz śpij jutro czeka nas przedszkole.
- Yhym - mamrocząc pod nosem zamknął oczka i już po chwili można było usłyszeć ciche pochrapywanie.

Patrząc na czysty arkusz papieru nerwowo przygryzała górną część ołówka.
- Nie masz nic do powiedzenia najbliższym? - zapytała Karen, jej znajoma z sali obok.
- Mam - patrząc na dziewczynę z wściekłością, chwyciła mocniej ołówek i ze złością zaczęła pisać.

Droga kochana rodzino!
Czujecie ten sarkazm? Nienawidzę was i to się nie zmieni. Wysyłając mnie tutaj podpisaliście coś co już dawno było napisane. Podpisaliście akt śmierci własnej córki. Ale pewnie was to nie obchodzi w końcu chcieliście się mnie pozbyć. Gratulacje własnie tego dokonaliście. Pozbyliście się problemu. Tylko was przed czymś ostrzegę. Kłopoty zawsze wracają.
Wasza kochana córeczka....

Zgniatając kartkę w kulkę podeszła do pielęgniarza po czym uśmiechając się szeroko podała mu kartkę.
- Zrób z tym co chcesz ja mam to gdzieś - łamiąc ołówek na pół rzuciła mu go pod stopy po czym poszła w stronę swojej sypialni. 

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 8

Wstał z mokrej już trawy i cały trzęsąc się na ciele ruszył chwiejnym krokiem w stronę swojego domu. Nie mając już na nic siły, nie przywitawszy się nawet z rodzoną matką, zamknął się w swoim pokoju i mając wszystko i wszystkich (prócz Cleo) w dupie, zabierając czyste ciuchy z szafy ruszył do łazienki. Rozbierając się do rosołu, nie patrzył na nic i włączając strumień zimnej wody wszedł pod niego. Wykrzywiając twarz w lekkim grymasie, przygryzł wargę i znosił tą męczarnie. Nie mogą ulżyć swojej ukochanej, próbował sam wywołać ból, nawet i kończyn. Mógł nawet dla niej zachorować, ale ona ma być zdrowa i wyjść z tego wszystkiego. Ona powinna być boginią i świecić przykładem, rozjaśniać świat swoim uśmiechem, a on co zrobił? Jak cham i prostak zranił ją. Powstrzymując kolejny potok łez, wyszedł zakręcił kurki i szczękając z zimna zębami stanął przed lustrem.
- Jesteś jebanym skurwielem - warknął do swojego lustrzanego bliźniaka - Nie powinno cię tu być, umiesz tylko niszczyć i rujnować - nie wytrzymując napięcia, zbliżył się do lustra i z furią walną w nie gołą ręką, wywołując tym samym lawinę szklanych odłamków.
***
- Co to ma być? - krzyknęła wściekła kobieta, zwana jej matką rzucając w jej stronę, kartki z badaniami.
- Badania - powiedziała jak gdyby nigdy nic i odkładając je na szafkę, wróciła do patrzenia w okno.
- Jaki kurwa tasiemiec, jakie ci kurwa cięcia - krzyknęła, wywołując tym samym, że spojrzenia wszystkich z korytarza zwróciły się ku nim.
- Życie - powiedziała tylko, na co kobieta zareagowała głośnym zaczerpnięciem świeżego powietrza.
- Ja już ci dam życie, niech pogadam tylko z ojcem.
- Miłej rozmowy - powiedziała i posłała jej ironiczny uśmiech - A teraz wyjdź zmęczona jestem. - Nie zwracając uwagi, na jej reakcje odwróciła się plecami i zamknęła oczy. Z uśmiechem jeszcze nasłuchiwała trzaśnięcia drzwiami, po czym spokojnie zasnęła.
***
Dlaczego na to pozwoliłem? Patrząc na jej sylwetkę, zwiniętą w kłębek na szpitalnym łóżku, po raz kolejny wyrzucał sobie wszystkie złe czyny. Delikatnie przejechał dłonią po plecach dziewczyny wywołując u niej delikatne dreszcze.
- Kocham cię Cleo - szepnął i siadając na krzesełku, postanowił czekać, aż się obudzi.
***
Powoli budząc się ze snu, zaczęła kręcić się po niewygodnym łóżku. Czując nieprzyjemną suchość w gardle, otworzyła powoli oczy i siadając na szpitalnym łóżku, zaczęła rozglądać się dookoła. Z otwartymi szeroko oczami wpatrywała się w sylwetkę chłopaka siedzącego obok jej łóżka.
- A ty czego tu szukasz? - warknęłam na chłopaka, którego kochała nad życie, dla którego jej serce zaczęło szybciej bić.
- Cleo ja......Miło cię widzieć - szepnął tylko, po czym wstając skierował się w stronę wyjścia. Przy samych drzwiach jednak zawrócił i podchodząc szybko do zszokowanej dziewczyny skradł jej niewinnego całusa, po czym szybko uciekł.
- Alex - szepnęła otumaniona i zamykając oczy, powoli wstała z łóżka. Otwierając je zaczęła kierować się w stronę łazienki, aby sobie ulżyć. Znajdując mały skrawek szkła, zrobiła nowe linie na nogach, po czym z jaśniejszym umysłem położyła się z powrotem do łóżka.
***
- Musimy coś z nią zrobić - Krzyknęła kobieta, w stronę mężczyzny za biurkiem pełnym papierów.
- A twoim zdaniem niby co? Ona nam tylko rujnuje świat - krzyknął mężczyzna i chowając głowę w dłoniach, zaczął namiętnie myśleć, nas pomysłem, który uratuje ich reputacje przed doszczętnym zniszczeniem, przez dziecko które stworzyło jego nasienie.
- Nie wiem, może trzeba ją zamknąć, pozabierać wszystkie klamki, ostre narzędzia z pokoju - powiedziała kobieta i łapiąc się za głowę siadła na krześle obok biurka.
- Wyślijmy ją na kuracje odwykową. - powiedział nagle mężczyzna podnosząc głowę do góry.
- Może od razu do psychiatryka - powiedziała kobieta kręcąc głową.
- To nie jest wcale taki głupi pomysł - powiedział mężczyzna układając już sobie plan doskonały w głowie.
- Co ty zamierzasz?
- Zobaczysz - powiedział tylko mężczyzna i powrócił do podpisywania dokumentów. 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 7

- Cleo - powiedział szeptem, ze łzami w oczach, widząc jej drobne ciało, podłączone do tych wszystkich urządzeń. Bez pewności siebie podszedł do jej łóżka i padł na kolana, chwytając za jej rękę. Mimo, że dziewczyna była nieprzytomna, miał nadzieje, że czuje jego obecność. Jego serce ścisnął taki żal, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czuł. - Skarbie co ja Ci zrobiłem? - rozpłakał się jak małe dziecko, nie zwracając uwagi na pielęgniarkę dyżurną, która czuwała na oiomie przez całą dobę. Ledwo się pozbierał, ale musiał trochę się ogarnąć, bo chciał się czegoś dowiedzieć. Chwiejnym krokiem skierował się do łazienki. Spojrzał w lustro i z obrzydzeniem wpatrywał się w swoją opuchniętą od płaczu twarz.
- To moja wina. To tylko moja wina. wiem to - powiedział do swojego sobowtóra w lustrze, o dziwo on powiedział to samo. Obmył twarz i usiadł na podłodze. Wpatrując się w ścianę, próbował wyrównać oddech, który nadal był nieregularny od szlochu. Tak mu było wstyd... Nie tylko dlatego, że płakał. Głównie dlatego, że miał wyrzuty sumienia. nie mógł pogodzić się, że tak to wszystko się skończyło.
Po kilkunastu minutach, wyszedł na korytarz gdzie czekał na niego Klif.
- Hej stary - podszedł do niego.
- Klif co się stało? Miała wypadek?
- Stary nie wiem jak Ci to powiedzieć - Klif nerwowo przygryzł wargę. nie wiedział jak kolega zareaguje na jego słowa. W sumie to znał bardzo dobrze przyjaciela i wiedział, że Alex będzie miał wyrzuty sumienia. - Lekarze mówią, że... no, że...
- Klif proszę wykrztuś to - ponaglił go z rezygnacją.
- To nie był wypadek - Klif nerwowo zaciskał pięści. Alex wiedział, że coś gryzie przyjaciela.
- Co się w takim razie stało? Powiedz w końcu.
Klif wziął głęboki wdech i powiedział bez chwili wytchnienia.
- Ona sama sobie to zrobiła. Połknęła jakieś zarodniki tasiemca czy coś takiego. Jestem wściekły na siebie, że na to pozwoliłem. Nigdy sobie nie wybaczę, że nie zauważyłem. Miałem być przy niej dla Ciebie - po tych słowach Alex z załamanymi rękoma usiadł na krześle. Opierając łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach.
- Jak to jej na to pozwoliłeś? - spytał z zaciśniętym gardłem. Przyjaciel usiadł na siedzeniu obok.
- Spotykałem się z nią. Widziałem, że coś się dzieje. Powinienem zareagować, a ja, jak idiota, czekałem na jakieś potwierdzenie. A teraz jest za późno - obaj siedzieli i w milczeniu gapili się na szpitalną ścianę. Cisze przerwał Alex:
- Klif nie obwiniaj się. To ja zawaliłem. Ty byłeś przy niej. Ja ją wykorzystałem i jak tchórz wyjechałem stąd. To wszystko moja wina.
- To nie do końca tak - niepewnie zaczął. Alexander podniósł wzrok:
- Masz coś na myśli?
- Myślę, że tutaj zawiniło o wiele więcej osób niż Ci się wydaje.
- A konkretnie?
- Jakby tak popatrzeć to wszystkie cheerleaderki miały jej za złe to, że odeszła od nich. Wyśmiewały ją. No i tak jak mówiłem Ci przez telefon, ostatnio miała też problemy w domu. Mimo, że tego nie mówiła, wiem, że rodzice dają jej się we znaki.
- Stary zawiodłem na całej linii - wstał i po prostu odszedł. Kierując się wprost przed siebie, wyszedł ze szpitala i skręcił w prawo, nawet nie zwracając uwagi na to, gdzie zmierza. Szedł tak przed siebie, z rękoma w kieszeniach i ze spuszczoną głową. Myślał tylko o tym jakim jest kutasem. Nie oszczędzał słów na swoją osobę. przez niego dziewczyna wylądowała w szpitalu. To przez niego cierpi i cierpiała. To przez niego walczy o życie. Powtarzając to w kółko i w kółko, zaczął biec. Nie wiedząc gdzie będzie meta tego szaleńczego biegu, rozpędzał się, aż poczuł kłucie w płucach. Nie poddawał się. Biegł dalej. Łzy napływały mu do oczu, a krew do twarzy. Czuł wszystkie swoje mięśnie, które rozgrzewały się pod wpływem wysiłku. Ostatkami sił wbiegł na polanę w pobliskim lasku. Z braku sił padł na ziemię i z twarzą w trawie, wrzeszczał. Wrzeszczał ile mu sił w płucach pozostało. Chciał sobie ulżyć, ale nic nie pomagało.
***
- Dzień dobry Klif, z tej strony ciocia Alexandra. Od wczoraj nie wrócił do domu. nie wiesz co się z nim dzieje? - spytała zmarnowanym głosem kobieta, która martwiła się o chłopaka. 
- Alex jest tutaj - odpowiedział Klif.
- Boże. Ale mi ulżyło - odetchnęła. - Nic mu nie jest? Czemu nie odbiera? 
- Jest cały. Wczoraj się z nim widziałem - dodał niepewnie, bo przyjaciel odkąd wyszedł ze szpitala nie dawał znaku życia. Klif rozważał poinformowanie o tym jego ciotkę, ale nie miał serca tak denerwować biedną kobietę, której i tak siostrzeniec dostarczył rozrywki, wyjeżdżając bez słowa. 
- Klif co się stało? Skąd ta niepewność? 
- Spokojnie proszę pani. Z Alexandrem wszystko w porządku. Tylko... On tu przyjechał, bo Cleo leży w szpitalu. 
- Wiedziałam, ze coś się stało. Alex nigdy by nie wyjechał bez słowa. Co się dzieje?
- Dziewczyna jest w śpiączce, ale jesteśmy dobrej myśli. 
- Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Już nie zawracam ci głowy. Proszę tylko jeszcze, żebyś powiedział mu, żeby się do mnie odezwał. Dobrze?
- Oczywiście - chłopak starał się, żeby jego głos zabrzmiał pewnie. Rozłączył się i dodał pod nosem: - O ile najpierw odezwie się do mnie. 
***
Po trzech dniach Cleo odzyskała świadomość. Dziwnym trafem przy jej łóżku w tym momencie znajdowali się rodzice, którzy dopiero teraz znaleźli czas, żeby odwiedzić córkę. Cleo pomimo, że szczerze ich nienawidziła, teraz była gdzieś bardzo głęboko, szczęśliwa, że są przy niej. Gdy tylko ujrzała rodziców, po jej policzkach poturlały się otyłe łzy. 
- Przepraszam. Nie wiedziałam że to się tak skończy.
- Ciii, nic nie mów - Cleo nie była pewna czy jej matka powiedziała to w dobrej wierze czy była zła na nią, ale przyjęła to i tylko spojrzała na nich. W tej chwili jej szczęście chyba jeszcze głębiej się schowało. Wolałaby, żeby to Klif teraz siedział przy niej, albo Alex, który też byłby już lepszy od tej dwójki, jakże obcych jej ludzi. Obudziła się z śpiączki a jej rodzice nadal byli bez namiętni. Matka nawet nie ścisnęła jej zła dłoń, a ojciec nie obejmował czule matki w tej chwili szczęścia, jak to pokazywały wszystkie Hollywoodzkie filmy.

Wybaczcie, że taki krótki, ale ze względu na brak czasu, chciałam dodać choćby kawałeczek. Mam nadzieję, że nadal jesteście z nami i śledzicie losy Cleo. Obiecuję, że za niedługo ukaże się ciąg dalszy. 
Liczymy na wasze komentarze :-* 
Pozdrawiamy i liczymy na wasze wsparcie :-)

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 6

Z dnia na dzień, jej masa ciała zmniejszała się. Zadowolona z efektów młoda dziewczyna stojąc nago przed lustrem podziwiała swoje chude ciało, gdzie już można było dostrzec przez skórę kości, a także blizny po "zabawie" z żyletką. Małe kreseczki z ud przeniosły się już na biodra oraz nadgarstki. Zadowolona z efektów swojej pracy z męczącym bólem głowy oraz zawrotami przeszła do garderoby w celu ubrania się. Jak zawsze wciągnęła na nogi jeansy, oraz bluzę z kapturem. Na nadgarstki założyła masę bransoletek, aby zakryć małe dzieła sztuki. Gotowa chwyciła torbę i uśmiechając się do lustra wyszła z pokoju, w celu spotkania się z Klifem i jego młodszym bratem w parku na placu zabaw.
***
- Alex mama dzwoni - zaspany chłopak podniósł się do pozycji siedzącej słysząc krzyk ciotki z dołu. Niechętnie wyszedł spod ciepłej kołdry i zszedł na dół. Po odebraniu telefonu od kobiety zaczął rozmawiać z rodzicielką. Zdziwiony dopiero teraz zauważył jak bardzo tęskni za kobietą, która go wychowała. Jednak ta tęsknota była słabsza niż ta którą żywił do Cleo. 
- Kocham cię mamo - szepnął cicho do słuchawki telefonu po czym szybko się rozłączył i oddał telefon zszokowanej ciotce. Jak najszybciej wbiegł po schodach, po czym od razu skierował się do swojego pokoju na "małe co nieco" inaczej zwane papierosem.
***
Hej Cleo, bałem się, że już nie przyjdziesz - powiedział chłopak z uśmiechem od ucha do ucha.
- Wybacz za małe spóźnienie - z uśmiechem na twarzy podeszła do chłopca, który stał koło brata. - Hej Albert. Gotowy na spacer z super bratem i tą zołzą, która zabiera czas twojemu bratu.
- Nie jesteś zołzą - odpowiedział chłopczyk, lekko się pieszcząc. Zarówno Cleo jak i Klif uśmiechnęli się do małego.
- To co idziemy? - spytał Klif i po uzyskaniu zgody skierował się ku alejkom. Szli powoli, pozwalając Albertowi się wyszaleć. Nie wiadomo skąd to dziecko ma tyle energii, ale ciągle ich wyprzedzał, biegał między drzewami, łapał ptaki, które w popłochu odfruwały, przerywając swój postój. Cleo tymczasem cieszyła się, że Klif tak dobrze ją rozumie. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Na początku trochę pogadali o szkole, ale potem rozmowa zeszła na inne tematy. Cleo nie musiała czuć się przy nim skrępowana, bo oboje byli bardzo podobni do siebie. Tylko Klif wydał jej się silniejszy psychicznie. Pomimo wszystkich trudności jakie go napotkały, nadal trzymał się dzielnie. Ona nie potrafiła sobie ze wszystkim poradzić i teraz żałowała, że pozwoliła sobie na zadawanie bólu. Mogła wziąć przykład z Klifa i pielęgnować ból psychiczny, który stworzył wokół niego nieprzedartą ochronę. 
Klif szedł spokojnym krokiem dumnie krocząc u boku Cleo. Od czasu do czasu zerkając na dziewczynę. Coraz bardziej mu się podobała, mimo tego, że bardzo szybko schudła, nie widać było żadnych oznak zaniedbania. 
Wydarzenia, które miały miejsce w tej chwili działy się bardzo szybko. Klif spojrzał w oczy Cleo, ale ta po chwili zachwiała się i runęła na ziemię. W ostatniej chwili chłopak, ze swoim refleksem sportowca, zdążył złapać jej opadającą głowę, tak by nie uderzyła o brukowaną drogę. Albert pobiegł dalej nie zwracając uwagi na swoich opiekunów. Nawet nie miał pojęcia, że Cleo coś się stało. Do chłopaka pochylonego, nad bezwładnym ciałem dziewczyny podbiegł jakiś mężczyzna krzycząc że jest lekarzem. Zajął się Cleo, podczas gdy Klif już wzywał pogotowie. W przeciągu kilku minut wokół nich zgromadził się pokaźny tłum. Znajoma Klifa ze szkoły złapała Alberta i zaoferowała, że odprowadzi go do domu, podczas gdy Klif pragnął jechać karetką do szpitala. 
Przez całą drogę w ambulansie trwała walka o życie dziewczyny, której funkcje życiowe były bardzo słabe. Załamany Klif siedział na miejscu dla pasażera i przypatrywał się wszystkim czynnościom. Ciągle robili jej jakieś zastrzyki, pewnie na przywrócenie funkcji życiowych. Gdy dojeżdżali do szpitala, przeżyli moment krytyczny. Dziewczyny serce się zatrzymało i rozpoczęto reanimację. Po policzkach Klifa ściekały łzy, jedna po drugiej. Bał się, że już ją stracił, gdy w rzeczywistości tak naprawdę jeszcze jej nie miał. W tych kilku minutach, gdy serce Cleo przestało bić, był świadomy, że jego osobiste serce podąża w ślad za tamtym. Zapragnął być na jej miejscu. Nie mógł znieść widoku jej ciała tak brutalnie traktowanego przez lekarza, który mimo wszystko chciał przywrócić ją do życia. Gdy chłopak usłyszał ponowny, spokojny i równomierny sygnał aparatu do którego była podłączona, jego serce wywinęło koziołka a łzy jeszcze szybciej zaczęły spływać, by te spowodowane szczęściem mogły przegonić te, który płynęły przez czarną rozpacz.
Cleo została przewieziona na salę intensywnej terapii, gdzie Klif nie mógł wejść. Mimo to został w szpitalu, obserwując nadal nieprzytomną dziewczynę, przez okno. Przez najbliższą godzinę jej rodzice się nie pojawili, mimo że już dawno zostali poinformowani. Chłopak był wściekły na nich, że ważniejsza jest kariera od zdrowia córki, która teraz walczy o życie. Nawet matka Klifa zadzwoniła do niego. nie z pretensjami, że kto inny przyprowadził Alberta, tylko ze współczuciem i zapewnieniem, że Cleo wyjdzie z tego. To było dla niego wzruszające, bo przecież jego matka wiedziała, że oni nie są nawet parą, a jednak wspierała go w tych trudnych chwilach. 
***
Budząc się z krzykiem, z popołudniowej drzemki, cały spocony siadł zaniepokojony na łóżku. Nie do końca jeszcze obudzony rzucił się w stronę telefonu. Kierując się intuicją od razu wybrał numer Klif'a. Z niecierpliwością czekał aż przyjaciel obierze od niego. Kiedy chłopak nie odebrał, coraz bardziej się denerwując zadzwonił ponownie. Po 4 sygnale Klif w końcu odebrał.
- Słucham - usłyszał w słuchawce przemęczony głos przyjaciela.
- Klif co się dzieje - zapytał coraz bardziej pewny, że coś się stało Cleo.
- Alex..... - przyjaciel zaszlochał do słuchawki - On jest w szpitalu.... - słychać było jak kolega bierze gęboki oddech - Cleo jest w szpitalu i ona walczy o życie - Czując łzy pod powiekami i słysząc zduszony szloch przyjaciela. Alex zamachnął się telefonem i rozbił go rzucając z siłą w granatową ścianę pokoju. Zalewając się łzami, kucnął na podłodze i powoli czuł jak jego serce przestaje bić, aby po chwili wybuchnąć ogromem uczuć. Wstając z podłogi omiótł pokój szybkim spojrzeniem po czym szybko pakując plecak i zabierając portfel z komody wyszedł z domu nie informując o niczym ciotki. Teraz dla niego liczyło się tylko życie Cleo........

Ta da ;) Jest kolejny rozdział. Przepraszamy za to, że długo nie dodawałyśmy no ale tak wyszło. Ten rozdział jest mieszanką wybuchową. Dosłownie. Ponieważ został napisany przez nas dwie ;P. Do następnego kochani i czekamy na wasze komentarze ;)

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdzial 5

***
Cleo próbowała wrócić do swojej normy dlatego też nastawiła tradycyjnie budzik i gdy tylko telefon zaczął wibrować, ostrzegając o budziku który zaraz się uruchomi, zerwała się na łóżku i od razu tego pożałowała. momentalne wyprostowanie się spowodowało zawroty głowy, ale po chwili Cleo czuła się normalnie, wiec wstała i skierowała się do łazienki. Był tu mały burdel gdyż nawet gosposia, która przychodziła  cztery razy w tygodniu nie wchodziła do jej prywatnej łazienki od czasu gdy zamknęła się w pokoju. Zdjęła piżamę spięła włosy koka weszła pod prysznic. Potem tradycyjnie nie ubierając się wyszła do sypialni i stanęła przed lustrem. Efekt był natychmiastowy. W ciągu tygodniu pozbyła się  nadwagi która ją drażniła. Na forum ludzie nie mylili się zarodki tasiemca sprowadzane z  Chin  są bardzo skuteczne. Zadowolona z tego ze wygląda tak dobrze ubrała się i  wyszykowała do szkoły. Nie czekając na autobus poszła do szkoły spacerkiem. Nie można było nie zauważyć że wszyscy patrzyli na nią i podziwiali jej idealna figurę. Zadowolona z efektów i tym jaką furorę wywołała na mieście, weszła do szkoły wywołując tym samym, że wszyscy zaczęli się na nią patrzeć i obgadywać. Z uśmiechem spojrzała na nich, po czym skierowała się do szafki, po potrzebne materiały na pierwszą lekcję. Przy szafce spotkała Klif'a, którego powitała uśmiechem.
- A jednak przyszłaś - powiedział chłopak uśmiechając się pod nosem, jednak zaraz spojrzał na jej ciało z troską. Jednak się nie mylił dziewczyna zrzuciła parę kilo i może wyglądała teraz świetnie, to chyba bardziej wolał Cleo sprzed odchudzania.
- Przyszłam - odparła dziewczyna opierając się o szafkę - Musiałam w końcu odetchnąć świeżym powietrzem - gdy skończyła mówić, zadzwonił dzwonek oznaczając rozpoczęcie zajęć. Ruszyli więc z Klifem w stronę klasy.
***
Leżąc w łóżku zastanawiał się co dzieje się w tym momencie u Cleo. Zranił ją i to bardzo, ale nadal ją kochał. Ten błąd w jego życiu uświadomił mu, że jest w niej zakochany po uszy, że to ta jedyna. Jakim on był idiotą. Uderzając głową o ścianę wyrzucał sobie to co zrobił, raniąc tym samym nie tylko Cleo, ale i siebie. Bo jej cierpienie, było także jego cierpieniem. Podnosząc się z łóżka podszedł do okna, po czym otwierając je na całą szerokość wyjął zakamuflowaną paczkę papierosów i rozglądając się dookoła czy ciocia przypadkiem nie jest w ogrodzie wyjął jednego i zapalił. Po chwili jego płuca wypełniła mieszanka dymu papierosowego z nikotyną. Uśmiechając się zaciągał się raz, za razem aż w końcu z jego małego promyka światła został tylko wypalony pet. Zgniatając go, wyrzucił do małego słoiczka który postawił na parapecie, tuż za ramką na zdjęcie. Zadowolony z takiego początku dnia, poszedł do łazienki się ogarnąć.
***
- Ale jesteś pewna? - zapytał po raz chyba setny Klif, dziewczyny, która bez zastanowienia ruszyła w stronę stołówki szkolnej - Przecież wiesz jak tam jest.
- Wiem, dlatego chcę tam iść. Chcę zobaczyć ich twarze i pokazać, że jestem silna.
- Twój wybór - mruknął tylko i poszedł z dziewczyną w stronę pomieszczenia, z którego słychać było już z daleko gwar rozmów i śmiechów. Stojąc przed drzwiami, dziewczyna głęboko odetchnęła po czym je popchnęła. Z wymuszonym uśmiechem weszła do środka i jak gdyby nigdy nic wzięła tackę i stanęła w kolejce po jedzenie. Czuła na sobie mnóstwo zaciekawionych spojrzeń. Udając twardą ruszyła dalej, w końcu stanęła przed kasjerką. Zamówiła sobie kawałek pizzy, sałatkę, frytki, a do tego wszystkiego dużą Pepsi. Zapłaciwszy ruszyła z Klifem, który także już kupił sobie Lunch w stronę wyjścia ze szkoły, ponieważ już wcześniej postanowili, że zjedzą na schodach na zewnątrz. 
***
- Alex pomóż mi - usłyszał nagle krzyk ciotki. Zbiegając po schodach bez koszulki w samych spodniach, zauważył jak kobieta siłuje się z dużym kartonem.
- Daj pomogę - przejął od niej duże i ciężkie kartonowe pudło - Gdzie to?
- Do ogrodu - powiedziała zasapana kobieta - Właśnie przyszła paczka z kolekcją krasnali ogrodowych, ale za cholerę nie spodziewałam się, że będzie taka ciężka.
- Krasnale? - zapytał chłopak śmiejąc się w duchu.
- No co każdy lubi dobre stare i poczciwe krasnale ogrodowe - spuściła speszona wzrok - A ty nieś a nie gadasz.
- Już, już - postawił pudło na zielonej trawie po czym odwrócił się do ciotki. - Pomóc ci z tym?
- Jakbyś mógł - widać było, że odetchnęła z ulgą. Zdziwiony swoim nowym zachowaniem zaczął pomagać ciotce.
***
- I jak po pierwszym dniu w szkole - zapytał Klif, Cleo kiedy czekali na autobus
- Wspaniale - powiedziała podnosząc wzrok do góry i patrząc teraz na błękitne niebo - Myślałam, że będzie gorzej.
- To się ciesze - powiedział uśmiechnięty.
- Mam nadzieję, że nie narobiłam ci kłopotów.
- Jak to?
- W końcu zadajesz się z dziewczyną w depresji jak to stwierdziła piękna i cudowna Anabeth.
- Nie jesteś w żadnej depresji - krzyknął z mocą - A jak jesteś to pomogę ci z niej wyjść.
- Dzięki Klif - powiedziała tylko, ponieważ właśnie podjechał autobus - To do zobaczenia jutro.
- To ty nie jedziesz?
- Nie przejdę się.
- Ale na pewno? 
- Tak na pewno Klif, do jutra - pomachała mu i odeszła w stronę swojego domu.

Hej ludzie, nie pomylcie się, pierwsze parę wierszy jest Kasi więc dlatego jest publikowane jako Zadufana, ale reszta niestety już jest moja i ja wiem, że schrzaniłam więc do zobaczenia kiedy wyjdzie mi coś lepszego. Papap ;*

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 4

***
Cleo nie była jeszcze gotowa pójść do szkoły. Nie rozmawiała z rodzicami, bo ich szczerze nienawidziła. Może i ojciec okazał dla niej trochę cieplejszych uczuć, ale nie zmieniało to faktu, że w młodości chcieli się jej pozbyć, a potem w ogóle się nią nie zajmowali. Zajęci swoimi karierami mieli ją gdzieś... Dbali tylko o to by jej niania nie była złodziejką, albo psychopatką.
Rozległo się pukanie do drzwi jej pokoju:
- Cleo jakaś paczka do ciebie - to był ojciec. Nie zamierzała mu otworzyć. - Cleo otwórz, zostawię tylko paczkę.
- Równie dobrze możesz położyć ją pod drzwiami - odpowiedziała i zaczęła się zastanawiać od kiedy to ojciec tak często siedzi w domu.
- Bardzo mi przykro - powiedział zrezygnowanym głosem. Położył paczkę na podłodze i odszedł. Wiedział, że i tak nie wyjdzie, dopóki nie usłyszy, że zszedł po schodach, a te niestety były przeciwko niemu i ostatnio strasznie skrzypiały.
Cleo wiedziała jaka paczka przyszła, dlatego gdy tylko usłyszała, że ojciec się oddalił, z mocno bijącym sercem, szybko otworzyła drzwi , wzięła paczkę i wróciła do środka. Nie zważając na nic, rozerwała opakowanie i wyjęła małą plastikową fiolkę. Już sam widok małego cudeńka, sprawił, że się uśmiechnęła.  Skierowała się do łazienki, mieszka w dużym jednorodzinnym domu, więc każda sypialnia ma oddzielną łazienkę z wejściem wyłącznie tylko od danej sypialni. Podeszła do szafki łazienkowej i wyjęła z górnej szuflady swoją zimną, stalową "przyjaciółkę". Usiadła, opierając się placami o wannę i podwinęła dresy. Z uśmiechem spojrzała na swoje rany. Było ich już mnóstwo i musiała się przenieść niżej, w okolice kolan. Uniosła żyletkę i powoli zaczęła robić kolejną kreskę. Żyletka była już dość tępa i teraz więcej bólu sprawiało jej cięcie skóry, która się tylko szarpała, a nie gładko rozcinała. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, bo teraz czuła prawdziwe cierpienie. Ale nadal nie wiedziała, czy więcej bólu sprawia jej ranienie się, czy świadomość zdrady i zeszmacenia. Oczy miała już zamglone od płaczu, ale od dwóch dni z niecierpliwością czekała na ta przesyłkę. Otworzyła więc fiolkę drżącymi palcami i połknęła zawartość. Nie czuła żadnego nowego uczucia, nadal nienawidziła połykać tabletek i innych farmaceutycznych świństw.
***
cztery dni później
Cleo ubrała się w rurki i luźną bluzę od dresu. Naciągnęła kaptur, chowając włosy pod bluzę i wyszła z pokoju. Od ponad tygodnia nie wychodziła, ale czuła, że już czas. Rodzice o dziwo siedzieli w kuchni i o czymś rozmawiali. Na jej nieszczęście akurat matka podniosła wzrok, gdy Cleo przechodziła obok drzwi.
- A ty dokąd? 
- Margaret daj spokój grunt, że wyszła. 
- Daruj sobie. Mam w nosie twoje uprzejmości - warknęła i wyszła na zewnątrz. Już zapomniała jak przyjemnie jest poczuć świeże powietrze w nozdrzach i ujrzeć zieleń pobliskich ogrodów i trawników. Żałowała, że dała się tak zniszczyć psychicznie, ale czuła, że nie ma nikogo, kto potrafiłby ją zrozumieć. Wystarczyło wejść na Twittera, gdzie ludzie pisali, że ci, którzy się tną są beznadziejni i żałośni. Ona nie potrafiła już żyć bez cięcia się. Wystarczyło osiem durnych dni, w których z dnia na dzień pojawiało się kilka nowych ran. Niektóre były świeże i piekły, a często pękały i krwawiły od nowa, ale niektóre powoli się goiły zostawiając małe blizny. Żałowała, że zostawały tylko cieniutkie blizny, bo były niewidoczne jak te, które miała na sercu. To ją bolało najbardziej. Ale kiedyś była popularna. Miała wszystko i wszyscy ją lubili. Dużo o tym myślała i wie, że popełniła błąd, ale już tak tego nie rozumiała. Teraz wiedziała, że mógł to być błąd bo odcięła się popularnego świata szkolnego, ale to byli puści ludzie. Teraz była samotna i to tylko dlatego, że za bardzo kochała tych których nie powinna. Skierowała się do parku. To było ulubione miejsce Alexandra na spotkania. Z tym miejscem wiązało się wiele ich wspólnych wspomnień, ale Cleo chciała tam iść. Poczuć to, rozdrapać rany, powodując krwawienie serca i przede wszystkim mieć kolejny powód do skorzystania z nowiutkiej, ostrej żyletki.  Ich wspólna ławka była zajęta. Wściekła Cleo skierowała się na plac zabaw. Lubiła małe dzieci. Były takie słodkie i niewinne, a przede wszystkim miały matki, które nie chciały ich zabić. Usiadła na wolnej ławce i zagapiła się na uroczego chłopca. Miał może ze cztery lata, a jego oczy były duże i uczciwe. ktoś miał takie oczy, ale dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć, gdzie już widziała takie paczadełka.
- O czym tak myślisz? - Klif wytrącił ją z zamyślenie. Spojrzała na chłopaka, który siadł na ławkę, którą zajmowała i jej zagadka się wyjaśniła.
- A tak myślę - powiedziała, przygryzając dolną wargę - Masz oczy podobne do tego chłopca - Klif uśmiechnął się, szczerym uśmiechem.
- Tak, bo to mój brat - Cleo się zdziwiła, bo nie miała pojęcia, że on ma brata. Nic nie powiedziała. Siedzieli chwilę w milczeniu.
- Co cię skłoniło do wyjścia? - Ciszę przerwał Klif.
- Wiesz tak jakoś wyszło - nie miała zamiaru mu się tłumaczyć. Doceniała, że przyszedł do niej i ją wspierał, ale nie widziała powodu, dla którego miałaby mu ufać. Był kumplem Alexa i dopiero do niej dotarło, że równie dobrze od początku mógł o wszystkim wiedzieć, a co gorsza może wspólnie planowali ten jakże uroczy kawał.
- To czemu akurat plac zabaw? - nie dawał za wygraną - Obudziło się w tobie małe, wewnętrzne dziecko? - Dodał z entuzjazmem.
- Wiesz niezupełnie. Chciałam trochę pogapić się na te maluchy i obmyślić jakiś uroczy plan zaciągnięcia ich do siebie do domu - powiedziała na jednym wydechu - Nie patrz tak na mnie. Zawsze miałam zapędy pedofilki.
- Prawie bym uwierzył, ale za dobrze cię znam - uśmiechnął się i teraz Cleo była znowu zaskoczona. - Może ty mnie nie znasz, chyba że jako durnego kumpla Alexa, ale ja Cię znam bardzo dobrze - chłopak zrobił się czerwony, a Cleo nagle zerwała się z ławki i odbiegła kawałek.  Klif pobiegł za nią.
- Fuuuuj - powiedział do siebie, gdy zobaczył, że dziewczyna wymiotuje. Nienawidził wymiotów, ale się ogarnął i spytał - Cleo nic ci nie jest? - Nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie zwróciła kolejną porcję.
- Klif czemu ta pani rzyga? - podszedł do nich Albert brat Klif'a.
- Cleo źle się poczuła - powiedział, biorąc brata na ręce.
- Czy Cleo będzie miała dzidziusia? - Klif zrobił zdziwioną minę. po pierwsze skąd jego malutki brat wie, że takie są objawy ciąży? Po drugie, niby Alex mówił, że do niczego nie doszło, ale to mogła być ciąża.
- Nie mały. nie będę miała dzidziusia - zapewniła Cleo, która zdążyła już wytrzeć usta i ręce wilgotną chusteczką, które zawsze nosiła w torbie.
***
Cleo siedziała w łazience, pochylona nas muszlą. Nie miała już czym wymiotować, dlatego wymiotowała żółcią i kwasem żołądkowym. Zebrało jej się na świeżego pawia, a na czole pojawiły się nowe kropelki potu. Gdy skończyła, ze zwątpieniem przytuliła się do zimnych kafelków. Myślała, że z kolejną zwrotką, zakończy się jej życie. W końcu mogłaby odetchnąć z ulgą, biorąc pod uwagę paradoks tej sytuacji. 
***
- Siema stary. I co wiesz co u Cleo? - spytał z głosem pełnym napięcia. Odkąd wybrał numer Klif'a, aż do teraz gdy kolega odebrał, jego serce biło szybko i niepewnie. Nie mógł być pewny czy dowie się czegoś nowego, ale dużo dla niego znaczyło, samo utrzymywanie kontaktu z przyjacielem.
- Siema. Nadal nie chodzi do szkoły, ale wczoraj widziałem ją w parku.
- Mówiła coś? - głupi był, bo liczył na to, że kumpel mu powie, że gadali o nim. Po chwili entuzjazmu, emocje opadły.
- Zwykłe pierdoły co tam? Jak tam? itp.
- Dobra dzięki - powiedział z posępną miną.
- Alex?
- Tak?
- Z nią chyba jest coś nie tak - Alex z napięciem czekał na to co Klif chce mu przekazać - Była strasznie blada, bez chęci do życia i taka nieobecna, mimo że rozmawiała ze mną i ................ ona chyba zrzuciła kilka kilo, ale to mogło mi się wydawać, bo to nie możliwe, żeby tak szybko schudła.
- Może faktycznie Ci się zdawało, ale martwią mnie jej wpisy na Twitterze.
- Popatrzyłem na jej ręce, tak jak prosiłeś, ale nie widziałem żadnych ran tak więc to musiała być zwykła metafora.
- Dzięki stary. Jesteś prawdziwym przyjacielem.
- Trzymaj się Alex, a ja postaram się być przy Cleo.
- Byłbyś dla niej lepszym chłopakiem.
- Nie gadaj głupot. Kiedyś wszystko się wyjaśni.
***
- Co się dzieje z tą gówniarą? - spytała męża, który wydawał się być spokojny za nich oboje.
- Przestań się drzeć. przecież wyszła. tak? - odpowiedział najspokojniej jak potrafił. W takich chwilach był typowym politykiem i z polityczną charyzmą i opanowaniem patrzył jak jego żona niepotrzebnie marnuje nerwy.
- Wyszła? Ale gdzie i po co? Bezczelna mała idiotka! Powinna zejść z nami pogadać ! A nie udawać wielce skrzywdzoną ! Ojej, biedna mała Cleo! Chciała się puszczać? Mogła uważać z kim! Do jasnej cholery! - Jared nie wytrzymał i wstał z kuchennego krzesła. Stanął naprzeciwko i powiedział podniesionym głosem:
- Nie uważasz, że ona mogła to wszystko słyszeć! Drzesz się na cały dom! Nie dziwię się, że nie chce z nami rozmawiać!
- Co ty mówisz ?! Jesteśmy jej rodzicami!
-  Tak, którzy nigdy nie mieli dla niej czasu - słowa prawdy zabolały Margaret. może nie poświęcała jej czasu, ale przez 9 miesięcy męczyła się w ciąży, a potem ciężki poród i to wszystko sprawiło, że mimo, że nie potrafiła się nią zająć i jej wychować, czuła przywiązanie do córki. Usiadła przy stole, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
- Co my mamy zrobić, żeby otworzyła się na nas? - spytała męża szlochając.
- Może zachowywać się normalnie - pochylił się nad jej skulonym ciałem i przytulił. Zapomniał już jak fajnie jest wspierać ukochaną osobę. przez politykę odzwyczaił się żyć w rodzinie.
- My nie jesteśmy normalni. Nigdy nie będziemy normalną rodziną. Mamy karierę i to jest najważniejsze - nieświadoma tego co właśnie powiedziała, podświadomie wybrała już pomiędzy pracą i córką.
- Normą dla Cleopatry są nasze normy, więc wróćmy do swoich zajęć, a z czasem samo się ułoży - Margaret pomimo łez, ucieszyła się w środku z decyzji męża. Głównie dlatego, że mogła wrócić do tego co kocha, ale też dlatego, że to mąż podsunął ten pomysł. Nie miała ochoty wysłuchiwać potem, że jest złą matką. 
Nie świadomi błędu, który właśnie zamierzali popełnić z ulgą napili się wspólnej kawy, czego nie robili od bardzo dawna.
***
Wykończona Cleo położyła się do łóżka. Nie miała siły nawet przebrać się w piżamę. Położyła się w ciuchach i momentalnie usnęła. Nawet przez sen czuła zawroty głowy. 
Rano się obudziła i wszystko było już w normie. Zeszła na dół, po coś do jedzenia i zauważyła, że rodziców nie ma. Może nawet trochę się ucieszyła, bo w końcu dali jej spokój i mogła cieszyć się wolnością, przynajmniej do powrotu rodziców.

Przepraszam, za błędy, ale na szybko przepisywałam to co pisała Kasia w zeszycie. A teraz proszę zdecydujcie w komentarzach czy mam wstawić swój rozdział i następne aż do powrotu Kasi, który nastąpi za trzy tygodnie, czy mam napisać swój i czekacie na rozdział Kasi? Wasza Jewelka <3


wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 3

Cztery dni. Cztery dni przepełnione nienawiścią, bólem, złością, smutkiem i przede wszystkim rozpaczą. Tyle dni wystarczyło Cleo, aby jeszcze bardziej znienawidziła otaczający ją świat. Tylko cztery dni. Cztery krateczki wykreślone z kalendarza. Cztery kartki wylatujące z notesu bądź kalendarza, ale nie dla niej. Ten czas zostanie na zawsze w jej pamięci. Podciągając kolana pod brodę, zaczęła oglądać panoramę za oknem. Niby zwykły i monotonny obrazek, ale dla dziewczyny z problemami podbudowujący. Opierając głowę o zimną powierzchnię okna, patrzyła na przejeżdżające samochody, na autobus który właśnie odwoził uczniów do szkoły, ale nie ją. Już nie ją. Nie miała siły zmierzyć się z rzeczywistością. Z widokiem innych ludzi. Może oni też wiedzą o tym co się działo u niej w sypialni tego feralnego dnia. Może już ją wyśmiewają, wytykają palcami. Z takimi myślami dziewczyna siedziała na parapecie i zastanawiała się co robić dalej. Nagle usłyszała krzyki pod jej zamkniętymi drzwiami.
- I co pozwolisz jej się tak użalać na sobą. Kurwa Jared ogarnij się i wyciągnij ją nawet siłą, nie będzie smarkula się nam tu buntować - krzyknęła matka dziewczyny.
- Maggie uspokój się - powiedział dość spokojnie mężczyzna.
- Co Maggie uspokój się, sam się uspokój, a mówiłam, żeby pozbyć się bachora jak był jeszcze w brzuchu to ty nie, bo kariera polityczna, nie bo to nie przystoi a gówno mnie to obchodzi, albo wyciągniesz ją stamtąd albo z obiadem u Prezydenta nici idź sobie sam. - krzyknęła kobieta i trzasnęła drzwiami prowadzącymi do ich sypialni. Zrozpaczona dziewczyna ze smutkiem spojrzała na drzwi po czym z trudem łapiąc oddech otworzyła drzwi łazienki, gdzie zataczając się weszła i siadła na zimnych kafelkach. Wycierając łzy spływające strumieniami po policzkach wyciągnęła żyletkę i zdjęła z siebie spodnie dresowe odsłaniając tym samym jeszcze nie zagojone rany.
- Witamy ponownie w naszym Małym Świecie - szepnęła jak wariatka, posyłając smutny uśmiech metalowemu narzędziu. Po czym trzymając pewnie chłodny metal w prawej ręce zaczęła nim jeździć po prawej nodze. Z uśmiechem patrzyła jak czerwone kropelki spływają na kafelki tworząc na nich dziwne mozaiki, kiedy skończyła robić kreseczki na prawej nodze, przeniosła się na lewą. Z jeszcze większym zachwytem patrzyła na czerwoną ciecz spływającą od metalowego narzędzia, poprzez jej nogi na podłogę tworzą małe kałuże. Kiedy skończyła ze śmiechem zaczęła opatrywać rany i sprzątać po tym całym zdarzeniu. Zakładając dresy postanowiła, że od jutra zacznie żyć normalnie. Pokaże ludziom, że jest silna.
***
Alexander nerwowo chodził po swoim pokoju u ciotki w domu i z nerwów obgryzał paznokcie. Miał wielką chcicę na to, aby zobaczyć, albo chociaż usłyszeć głos Cleopatry. Nie umiał bez niej żyć. Wyrzucał sobie jakim jest Skurwielem, Debilem i Łachem, ale i to nie poprawiało mu humoru. Jego humor poprawić mogła tylko jedna osoba, jedno spojrzenie, jeden uśmiech. A on to wszystko spieprzył. Ze złością rzucił książką w ścianę, powodując tym samym rozsypanie się kartek po całym pokoju. Oddychając głęboko siadł na podłodze pośród porwanych stronnic i po raz pierwszy w swoim popieprzonym na maksa życiu szczerze zapłakał. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i weszła przez nie niewysoka blondynka koło trzydziestki.
- A tobie co??
- Nic - odpowiedział chowając twarz w rękawie bluzy.
- Aha właśnie widzę - kobieta siadła obok niego na podłodze i przytuliła - Mi możesz powiedzieć - chłopak spojrzał na kobietę i z zaufaniem wypisanym w jego spojrzeniu zaczął opowiadać jak spieprzył najważniejszą w jego życiu rzecz.
- I na koniec wyjechałem, ponieważ nie umiałem spojrzeć jej prosto w oczy - zakończył swoją opowieść - Teraz wiesz już wszystko i pewnie mnie nienawidzisz tak jak Cleo.
- Nie Alex - powiedziała miękkim głosem kobieta - Kocham cię tak jak i ona, ale na razie daj jej czas. Zostań u mnie miesiąc, może i dwa, daj jej się oswoić z sytuacją.
- Dziękuje ciociu - Wielki Bad Boy po raz kolejny pokazał, że także ma jakieś uczucia.
***
Siedząc przy laptopie przeszukiwała internet w celu zdobycia informacji na temat diet, które pozwolą w szybkim tempie zrzucić jak najwięcej zbędnych kilogramów. Najlepsze sposoby zapisywała w swoim notesie. Czytając właśnie o syropie na wymuszanie wymiotów, usłyszała pukanie do drzwi. Nie przejmując się nim czytała dalej.
- Otworzysz te cholerne drzwi czy nie - krzyknęła zła matka. Dziewczyna nic nie odpowiadając założyła na uszy słuchawki i puściła głośno rockową piosenkę. Po jej upływie ściągnęła słuchawki i z miną zwycięzcy dalej przeszukiwała sieć.
***
Klif od czterech dni nie widział już Cleo. Martwiąc się o dziewczynę swojego kumpla, postanowił po szkole odwiedzić ją  w domu. Z plecakiem na plecach poszedł do cukierni gdzie kupił dwie muffiny czekoladowe i ze słodkim upominkiem skierował się do domu Cleo. Bez zastanowienia zapukał w dębowe drzwi, które po chwili otworzyły się ukazując postać ojca dziewczyny.
- Dzień dobry zastałem Cleo.
- Jest w domu, ale nie chcę nikogo do siebie wpuścić - mówiąc to potarł zmęczony oczy.
- A mógłbym spróbować - zapytał pocierając nerwowo kark.
- Czemu nie - otworzył szerzej drzwi umożliwiając tym samym chłopakowi wejście do domu - Pierwsze piętro, drugie drzwi po prawej - skierował go, po czym sam poszedł w kierunku kuchni. Klif ściągnął z nóg buty po czym poszedł we wskazanym kierunku. Pod drzwiami zastanowił się chwilę, po czym delikatnie zapukał. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
- Nie otworzy ci - powiedziała do niego matka Cleo przechodząc obok niego - Ma wszystkich gdzieś. Jest zwykłą egoistką - powiedziała co wiedziała po czym zeszła po schodach. Chłopak z zawziętością zapukał ponownie.
- Cleo otwórz to ja Klif - powiedział, mając nadzieję, że to pomoże mu dostać się do środka. Nie pomylił się po chwili drzwi stały otworem zapraszając do wejścia do środka. Bez krępacji skierował się do środka, zamykając je za sobą.
- Hej - szepnęła blondynka zamykając laptopa i chowając notes do szuflady - Chciałeś coś?
- Martwiłem się, nie było cię w szkole. - chłopak siadł obok dziewczyny.
- Nic mi nie jest - powiedziała tylko spuszczając wzrok.
- Na pewno?
- Tak, to było lekkie zatrucie - powiedziała bawiąc się nerwowo palcami.
- To tak nazywasz zerwanie z chłopakiem - zapytał patrząc się na nią.
- Więc wiesz - schowała twarz w dłoniach - Reszta szkoły też wie o tych zdjęciach? - zapytała załamana.
- O jakich zdjęciach?
- No o tych, przez które on mnie zostawił. Wykorzystał, zabawił, zrujnował - z każdym słowem zaciskała coraz mocniej pięści.
- Ale on je przecież zniszczył - szepnął chłopak, nie dowierzając w to co słyszy.
- Chyba jednak nie. Oszukał cię tak jak mnie. - dziewczyna wstała i spojrzała przez okno - Zabawił się wszystkimi. Jaka ja byłam głupia, przecież to było wiadome, że nie kocha mnie na serio. Kto pokocha dziewczynę, która jest gruba. Nikt. - spuściła wzrok, po czym spojrzała na Klifa. - Jak chcesz możesz już wyjść, nie będę cię zmuszała do kolegowania się ze mną.
- Nie zostanę.
***
Alex siadł do komputera, po czym wpisał w przeglądarkę adres internetowy Twittera. Nie mogąc się już opanować szybko wpisał swój login i hasło, po czym wszedł na profil Cleo. Dojrzał dwa nowe wpisy. Jeden sprzed czterech dni i dzisiejszy. Oba przyprawiły go o zawrót głowy. Nie wiedział, że wysyłając ten list tak bardzo ją zranił.
 "Każda łza, każda kropla krwi, każdy oddech jest naznaczony bólem, złością i rozczarowaniem"
"Jedno rozczarowanie, słowo, które rani = Jedna kreska która pozostanie ze mną na zawsze"
Czytając wpisy dziewczyny chłopak, nie zdawał sobie sprawy z prawdziwości tych słów. Udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nic się u Cleo nie dzieje. Może raz zapłakała za nim, a teraz pewnie siedzi przed telewizorem oglądając jakiś denny serial. Z takimi nadziejami wyłączył komputer i patrząc na zdjęcie dziewczyny postanowił, że się zmieni, że przestanie ją kochać, aby wiodła lepsze życie z innym. Z kimś kto będzie o nią dbał, troszczył się, a nie utrudniał życie. Szkoda tylko, że to czcza obietnica, przecież każdy wie, że raz skażonego miłością serca, nie da się wyleczyć.

Przepraszam. Mówiłam, że wszystko zwalę, ale nie kazali mi to napisać a więc ta da napisałam. Najgorzej chyba jak tylko mogę. Przepraszam, że zwaliłam swoim rozdziałem poprzednie wspaniałe rozdziały. Ja może lepiej zajmę się wymyślaniem tematów, a Kasia opisywaniem bo chyba lepiej jej to wychodzi. Jeszcze raz proszę o wybaczenie ;)

Obserwują ;D